piątek, 8 marca 2013

Rozdział lV

Będąc przed jego domem doznałem lekkiego szoku. Był to mały domek z czerwonej cegły w stanie krytycznym. Miałem wrażenie, że zaraz się zawali, były powybijane szyby, wokół niego było pełno chwastów i nieskoszony trawnik przez co panował mroczny nastrój.
"nie oceniaj książki po okładce" pocieszałem się tymi słowami. Wchodząc do środka było jeszcze gorzej.
Pajęczyny, robactwo, kurz na każdej półce, brudna podłoga, a łóżkiem był podarty materac. Wolałbym chyba spać już pod mostem. Cofnąłem się o dwa kroki z przerażenia i wpadłem jedną nogą w dziurę.
- Mam mały bałagan ale rozgość się. - powiedział nie przejmując się tym za bardzo.
-Mały? - zapytałem.
-Nie mam czasu sprzątać, ciężko pracuję. - Uśmiechnął się.
-Ale jak możesz żyć w takich warunkach? AAA! - Krzyknąłem nagle zauważając karalucha chodzącego przy mojej nodze.
-Urocze. - Zaśmiał się Akira.
-Nie zasnę tu dopóki nie posprzątam!- Powiedziałem stanowczo i wziąłem się do roboty. Hayashi nawet nie kiwnął palcem aby mi pomóc. Usiadł na krześle i przyglądał mi się co robię. Po kilku godzinach pracy dom w wewnątrz wyglądał trochę lepiej. Meble były stare i zniszczone więc postanowiłem jutro coś z nimi zrobić. W kuchni nie było ani lodówki ani kuchenki. Pomyślałem, że pewnie zawsze je na mieście. Kiedy chciałem wziąć kąpiel okazało się, że nie było ciepłej wody. Na szczęście była jakakolwiek. W końcu nadeszła noc, chciałem zapalić światło jednak nie było prądu.
-ZWARIUJĘ!!! - Krzyknąłem na całe gardło.
-Nie dramatyzuj, przyzwyczaisz się. - powiedział spokojnym głosem.
-Ja tutaj nawet nie zasnę, jest zimno i nawet nie mam gdzie się położyć.
-Przestań narzekać, jesteś taki wymagający. - Syknął i pociągnął mnie za rękę na materac na którym siedział.
-Skoro jest ci zimno to zaraz się rozgrzeję. - Mruknął rozbierając mnie.
-H...Hayashi-san, to nie czas na wygłupy! - Wrzasnąłem. Jednak on udawał, że mnie nie słyszy.
-Tutaj nikt nam nie przeszkodzi. - Szepnął całując mnie i dotykając. W mgnieniu oka byłem już nagi i rozpoczął się erotyczny terror...
Budząc się znów ujrzałem robactwo chodzące po ścianie "obrzydliwe" powiedziałem sam do siebie, jednak wolę je od tego zboczeńca Akiry. Zauważyłem, że Hayashi'ego nie było w domu. Ubrałem się szybko i wziąłem się za wznowienie mebli. Myślałem o wczorajszej nocy. Dlaczego go nie odepchnąłem i nie uciekłem skoro miałem taką możliwość? Może coś do niego czuję
-Nie, Nie, Nie! Głupi, Głupi, Głupi! Nie jesteś gejem! - Mówiłem sam do siebie bijąc się w głowę przypominając sobie o szkolnym łgarstwie. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Otwierając ujrzałem starszą panią.
-Dzień dobry, nie wiedziałam o tym, że ktoś tu mieszka aż do wczorajszej nocy kiedy usłyszałam
krzyki. - Powiedziała, a ja lekko się zaczerwieniłem - Jestem twoją sąsiadką, nazywam się Seike Fuse.
- Mam na imię Miteru Fujishima, miło mi panią poznać. - Pani Fuse wręczyła mi na powitanie japoński makowiec z czego bardzo się ucieszyłem ponieważ byłem cholernie głodny. Kiedy trochę zjadłem zauważyłem, że w moich spodniach mam 150 jenów więc postanowiłem iść kupić sobie jakiś napój. Kiedy doszedłem do najbliższego automatu spotkałem znajomego mi z wyglądu mężczyznę. Patrzałem na niego próbując przypomnieć sobie kim on jest, a on spojrzał nagle na mnie i się uśmiechną.
-Witaj Miteru,dawno się nie widzieliśmy. -Powiedział uśmiechnięty. Był wyższy od Akiry, ubrany w garnitur o brązowych włosach.
-Znamy się...? - zapytałem niepewny.

sobota, 2 marca 2013

Rozdział III

Hayashi tak jak mówił, pojawił się dzisiejszego dnia ponownie.
-Już jestem. - Powiedział z radością.
-Widzę. - Syknąłem. Zaczęliśmy rozmawiać jak psycholog z pacjentem o moich problemach. Co prawda nie miałem ochoty na gadanie o dupie maryni, ale musiałem ponieważ inaczej nie dałby mi spokoju.
-Nie powiedziałeś mi jeszcze jak umarła twoja matka i dlaczego uważasz, że to twoja wina. - Dodał na koniec.
-Nie muszę ci o tym mówić. - Odpowiedziałem.
-Mi musisz mówić wszytko.
-Pff, niby dlaczego? - Burknąłem.
-Bo cię kocham. - Powiedział uśmiechając się . Następnie kiedy się do mnie zbliżył, włożył swoją rękę pod moją koszulę, a następnie skierował ją pod spodnie.
-ach! - jęknąłem. Czułem się sparaliżowany.
-Ciii, kotku. - Uciszał mnie. Nawet się nie zorientowałem, a już miałem rozpiętą koszule.Hayashi zaczął mnie namiętnie całować. Chciałem go odepchnąć, ale on przewidział mój ruch i trzymał mi mocno ręce. Do sali nagle weszła pielęgniarka. Jednak doktorek nic sobie z tego nie robił i dalej kontynuował to co zaczął.
-Zapnij tą koszulę! - krzyknęła odwracając się. Zdziwiło mnie to, że nie powiedziała nic Akirze.
-Och, ona nie ma już na mnie słów, muszę iść - Zaczął się tłumaczyć. Następnego dnia byłem na spotkaniu grupowym. Nie było aż tak strasznie, jednak i tak wolę już terapię z Hayashim. Minęło kolejne kilka dni i do mojej sali weszła kobieta.
-Dzień dobry, jestem twoim lekarzem, nie było mnie tutaj aż do tej pory ponieważ byłam w innym zakładzie psychiatrycznym. Patrząc na twoje wyniki możesz już wyjść. Powiedziała stanowczym głosem.
-Ale przecież ja mam...cieszę się. - Powiedziałem. Nie wiem o co chodziło, przecież Hayashi był moim lekarzem, jednak wszytko było mi jedno skoro dostałem już wypis. Gdy wróciłem do domu zastałem tam całkiem innych ludzi.
-Co wy robicie w moim domu?! - Krzyknąłem, a oni spojrzeli na mnie jak na ufo.
-Mieszkamy tu od kliku dni, przeprowadziliśmy się po tym, jak poprzedni właściciel zmarł. - Odpowiedział mężczyzna, a wystraszona kobieta stała za nim. Było to prawdopodobnie małżeństwo.
-A gdzie są rzeczy byłych mieszkańców? - Zapytałem oszołomiony.
-Zostały wyrzucone, wydaje nam się, że nie było nikogo kto mógł je odebrać. - Powiedziała Kobieta. Wycofałem się z mieszkania i wyszedłem nie przepraszając nawet za swoje zachowanie. Mój ojciec umarł?
Nie wiedziałem czy mam się śmiać czy też płakać. W końcu do była moja jedyna rodzina, a teraz zostałem sam. Bez żadnej pomocy. Do szkoły wątpię abym wrócił.
-Co ja teraz zrobię? - zapytałem sam siebie.
-Zamieszkaj u mnie. - Powiedział ktoś nagle. Okazało się, że jest to Akira Hayashi.
-Śledzisz mnie? - Zapytałem
-Może tak, może nie. - Odpowiedział z ironicznym uśmiechem. - To jak? zamieszkasz u mnie? I tak nie masz gdzie teraz iść. - Co prawda nie znałem go dobrze i nie miałem z nim dobrych stosunków, nieraz nawet się go bałem, ale miał racje. Nie mam gdzie pójść. Nie mam nic. Więc skinąłem głową nie wiedząc w co się pakuję.